Poloniści na pewno bardzo chcieli wygrać z Polonią Marcinkami Kępno. Już pierwsze minuty pokazały, że cel jest jeden. W 5 minucie jak z armaty huknął Michał Płocharczyk i było 1:0. Kiedy w 37 minucie po solowej akcji trafił Karol Smoła wydawało się, że będzie dobrze.
Po zmianie stron gospodarze mieli kolejne okazje, ale nawet strzelając trzy razy w jednej akcji nie potrafili zmienić wyniku. Mecz nieubłaganie wchodził w decydującą fazę i wtedy dał o sobie znać Latusek, który na środku boiska wyłuskał piłkę, a potem sam pobiegł w pole karne, gdzie kolega z drużyny idealnie posłał mu piłkę na głowę i zrobiło się 2:1. Rywal złapał wiatr w żagle, a Polonia chciała dotrwać ze skromnym prowadzeniem. W doliczonym czasie gry niestety stało się to, co nie powinno się stać. Przeciwnik miał rzut wolny z dalszej odległości. Wrzucił oczywiście piłkę na tzw. aferę, a tam ku rozpaczy miejscowych piłkę do siatki wepchnął Borys Wawrzyniak, ustalając wynik na 2:2.
To remis, który smakuje jak przegrana. Straciliśmy bramkę pod sam koniec, nawet w doliczonym czasie gry. Do tego momentu wszystko było pod kontrolą. W pierwszej połowie strzeliliśmy dwie bramki. Niestety trzeba to uznać za stratę dwóch punktów, a nie zdobycie jednego - mówił Karol Miś, trener Polonii.
Dodajmy, że także dwie nasze pozostałe drużyny rywalizujące w IV lidze dzieliły się punktami. Obra 1912 Kościan zremisowała 1:1 z Victorią Września, a Korona Piaski nieoczekiwanie wyrwała punkt z boiska wicelidera z Gołuchowa, remisując także 1:1.