W okresie kwietnia przychody z biletów spadły o 80 proc. To już była tragedia. W czerwcu nastąpiła lekka odbudowa naszych środków finansowych i korzystających z komunikacji miejskiej. Chociaż to nie było to, czego byśmy sobie życzyli, bo zakładaliśmy, że w każdym miesiącu ok. 130 tys. osób będzie jeździło autobusami komunikacji miejskiej. Natomiast w miesiącu kwietniu było to 27 tys. osób, w maju 45 tys. - mówi Jacek Domagała, dyrektor Miejskiego Zakładu Komunikacji w Lesznie.
Teraz może znów być gorzej, bo nowe limity przewożonych pasażerów znów są mniejsze. Dodatkowo, uprawnionych do darmowych przejazdów w Lesznie jest 45 proc. pasażerów, a 35 proc. do ulgowych.
My z biletów powinniśmy uzyskać 50 proc. wykonanych kosztów. Nie poddajemy się. Patrzymy na te nasze koszty i kupujemy tylko to, co trzeba kupić. Robimy te przeglądy, które trzeba wykonać. Jeśli chodzi o jakieś inne, większe naprawy - przesuwamy je na ten termin późniejszy. Oczywiście na pierwszym miejscu to jest wynagrodzenie pracowników. Na to pieniążki muszą być zabezpieczone - dodaje J. Domagała.
MZK finansowany jest z dwóch źródeł - biletów i dotacji miasta. Dyrektor zakładu poprosił w tym roku samorząd miasta o dodatkowe wsparcie i dostał 600 tys zł. Nie wiadomo jednak, czy to wystarczy. Dlatego od nowego roku chce podnieść ceny biletów, do czego przymierzał się jeszcze przed pandemią. Ostatni raz zrobił to ponad 8 lat temu.