Dawna drogówka
Zdjęcie policyjnej kontroli sprzed lat leszczyńska policja opublikowała w swoich mediach społecznościowych. Widać na nim kultowego fiata 125p kombi i radar stacjonarny MIRADO 732, na tzw. szerokim pasie koło Leszna. Popularnym miejscu sprawdzania osiągów auta także i dziś. Dziś patrolowanym m.in. przez policyjną grupę SPEED w szybkim aucie z videorejestratorem.
- Kiedyś była to prawdziwa operacja ustawienia wręcz małego posterunku. Ustawiane stelaże na trójnogach - to zajmowało dużo czasu. Ale można też sobie wyobrazić sytuację, co musieli zrobić milicjanci, kiedy pojazd nie zatrzymał się do kontroli i trzeba było podjąć pościg. Zanim to urządzenie, ten radarowy miernik prędkości na stelażu, zostało schowane do bagażnika to minęło zazwyczaj tyle czasu, że dogonienie kogoś, kto z dużą prędkością przemknął koło radiowozu w zasadzie było już mało realne. Możemy się tylko domyślać, że milicjanci mogli po prostu nie podejmować tego pościgu i odpuszczać go, mówiąc kolokwialnie, wiedząc że nie ma on większego sensu - mówi mł. insp. Paweł Prałat I zastępca komendanta miejskiego Komendy Miejskiej Policji w Lesznie, miłośnik historii i Leszna, autor facebookowego profilu "Leszno w czasach minionych".
Szosa rydzyńska to historia Leszna i regionu.
- Sam pamiętam, kiedy wielu kolegów kupując jeszcze na początku lat 90. samochód mówiło "no to jedziemy na rydzyńską" sprawdzić, gdzie tam ta strzałeczka prędkościomierza potrafi dojść. Innych dróg takich w naszym regionie nie było. I wtedy te przechwałki, ile tam można jechać były dość powszechne - wspomina P. Prałat.
Pierwsze ograniczenia prędkości dla samochodów osobowych wprowadzono w Polsce w 1973 roku.
- Tak naprawdę do początku lat 70. w Polsce jakieś takie ograniczenia nie istniały. Istniały jeżeli chodziło o pojazdy ciężarowe, natomiast pojazdy osobowe nie miały takich. I pierwsze ograniczenia prędkości pojawiły się w 1973 roku. One w latach 70. oscylowały pomiędzy 80-100 km/h. Natomiast w 1979 roku zostały określone, jeżeli chodzi o obszar niezabudowany na 90 km/h. I tak naprawdę od tego 79. roku jest to w Polsce utrzymane. Wiadomo, że wówczas nikt nie zajmował się prędkościami na autostradach, bo ich było bardzo niewiele i wówczas na autostradach były te same prędkości co poza terenem zabudowanym - mówi zastępca komendanta policji w Lesznie.
Skąd się wzięło "dmuchać w balonik"
W ciągu lat zmieniły się też kontrole stanu trzeźwości. Dziś są alkomaty, a dawniej używano tzw. probierza trzeźwości, od którego wzięło się powiedzenie "dmuchać w balonik".
- Był powszechnie używany w okresie milicyjnym, popularnie zwany balonikiem. Używając tego probierza w postaci szklanej rureczki, na końcu zakładany był balonik, który miał świadczyć o tym, że osoba badana dmucha po prostu w tą rurkę. Gdzieś w takim potocznym rozumieniu ludzie używają, ze to ten balonik się barwił, często jest to w kabaretach wykorzystywane. Oczywiście nie barwił się balonik, barwiła się substancja znajdująca się w szklanej rureczce. Ale podlegało to ocenie przez kontrolującego, który zaznaczał w specjalnym protokole, w jaki sposób doszło do zabarwienia. Czyli tak naprawdę było to wszystko robione na zaufanie funkcjonariusza - wspomina mł. insp. Paweł Prałat.
Dziś byłoby to nie do pomyślenia.
- Dzisiejsze urządzenia mają wydruki, są legalizowane, wszystko jest robione pod bardzo dużym rygorem i prawnym i technicznym. Natomiast wówczas opierało się to tak naprawdę na zaufaniu wobec funkcjonariusza. Podobnie jak te ówczesne mierniki prędkości. Te współczesne wykonują zdjęcia, filmy można kręcić, możemy je przed sądem przedstawić i tak naprawdę kierujący nie ma wielkich szans udowodnienia, że to nie on - mówi policjant.
Jedno co od lat się nie zmienia to tłumaczenia kierowców.
- Jesteśmy narodem, który uwielbia się tłumaczyć. Znajdujemy sto powodów, dlaczego akurat nam zdarzyło się przekroczyć prędkość, popełnić wykroczenie. To nasze nasze podejście jest diametralnie inne, kiedy patrząc z boku przyglądamy się osobom popełniającym wykroczenia. Wówczas tej litości nie mamy i chcielibyśmy żeby policja działała jak najbardziej surowo, karała piratów drogowych. Kiedy to nam się przytrafi mieć "ciężką nogę" to oczekiwalibyśmy tego łagodnego podejścia i zrozumienia, że nam to się przydarzyło tylko jeden jedyny raz i na pewno piratami drogowymi nie jesteśmy. Chociaż zdarzają się ludzie, którzy bardzo fajnie podchodzą do tego i przyjmują "na klatę" - mówi Paweł Prałat.
Zdjęcie z lat 80. to początek wspomnień leszczyńskich policjantów w mediach społecznościowych.