W tym sezonie HERBI startuje w klasie 4a. Przed wyścigiem w Limanowej zastanawiał się nad zmianą po tym, gdy jeden z kolegów z klasy złamał dżentelmeńską umowę między kierowcami i zainwestował dodatkowe pieniądze w auto.
Podjęliśmy wspólnie decyzję, że zostajemy w tej klasie. Zadecydował o tym także fakt, że są dwie eliminacje na Słowacji - jedną już odwołano. Baliśmy się jednej rzeczy - w przypadku gdyby odwołali Banovce (druga eliminacja na Słowacji) to byśmy nie mieli żadnej szansy na tytuł ani w tej klasie, ani w tej nowej, ponieważ nie byłoby ilości eliminacji, którą musimy przejechać. Także walczymy tym, co mamy - mówi P. Rudzki.
Pech chciał, że konkurent, który ostatnio wzmocnił auto, zaliczył w Limanowej awarię. HERBI z koeli postanowił zaryzykować.
Drugiego dnia na ten ostatni przejazd wyścigowy przez 15 minut popadało. A trasa w Limanowej jest taka, że - powiedzmy - połowa jest w otwartym terenie, to momentalnie przeschła. Ale mieliśmy informację, że w środku lasu jest mokro. Zaryzykowaliśmy i pojechaliśmy na slicku - gładka opona na suchy asfalt. Limanowa jest najszybszym wyścigu w kalendarzu, tam jest często 180-200 km/h. Wpada się na taką mokrą "łatę" i jest po temacie. Serce miałem w gardle, ale zaryzykowałem. 0,2 sek. brakowało mi do tego, żeby wygrać II dzień. Wiem, gdzie te 0,2 sek. straciłem - na dohamowaniu z 200km/h. Ciut za wcześnie nacisnąłem na hamulec - dodaje leszczyński kierowca.
Po tym wyścigu HERBI nadal jest liderem w swojej klasie, choć przewaga stopniała do 1 punktu.
Ciśnienie jest naprawdę, to jest taka walka, że możemy być na pierwszym (od red. - miejscu na koniec sezonu), możemy być na trzecim. Ja nie pamiętam takiego sezonu, żeby to wszystko tak ciasno szło - dodaje HERBI.
Kolejny wyścig 13-15 sierpnia - 24. Grand Prix Sopot-Gdynia.