Ostatni raz?
Mielenie maku to wieloletnia tradycja w rodzinie pana Jacka. I usługa dobrze znana najstarszym mieszkańcom Leszna.
- Boże Narodzenie musi się kojarzyć z makiem i my właśnie działamy w tej dziedzinie. Mielimy mak od 80 lat. Kawał historii, który no niestety chyba przejdzie do historii. Zmieniają się obyczaje i tradycja po prostu zanika. Chyba nie ma tylu pieczących, którzy by ten mak potrzebowali zmielony - zauważa pan Jacek.
Przed wielu laty drzwi do mielenia maku się nie zamykały.
- Kiedyś to parę godzin trzeba było odstać w takiej kolejce. Ojcowie chętnie uciekali od zgiełku domowego, postać sobie i w miłym towarzystwie nie raz spędzić po dwie i trzy godziny. Po twarzach widzę, że coraz mniej tych twarzy przychodzi.
A trafić nie jest trudno, bo przy wejściu do kamienicy na krótko przed świętami wieszany jest szyld "mielenie maku", a na drzwiach zawieszana jest kartka. W tym roku pan Jacek na zamierająca usługę przeznaczył cztery dni: piątek, sobotę, niedzielę i poniedziałek przed wigilią. Pierwsza klientka była już pierwszego dnia, chwilę po otwarciu punktu mielenia maku.
Miażdżąca przewaga
Klienci to jedno, a wiek maszyny drugie.
- Jest jeszcze jeden warunek - że ta maszyna wytrzyma, bo już niestety fachowca nie ma, który jest w stanie ją naprawić. A jest to przedwojenna maszyna. To jest specjalistyczna maszyna do mielenia maku. I tych maszyn praktycznie jest bardzo niewiele. Rarytas. Wyjątkowe jest też to, że ta maszyna nie tyle przemiela ten mak, co go miażdży. I to jest zasadnicza różnica między tym, co się w domu robi, że tu ten mak musi być suchy i wszystkie wartości są zachowane, nie są wypłukiwane. Taki mak ma zupełnie inny smak - zaznacza pan Jacek.
Mimo upływu lat stara maszyna nie wymaga smarowania.
- Ta maszyna się oliwi pobierając olej z maku. Wyciąga naturalne oleje z maku, którymi sama się smaruje. Żadnych sztucznych olejów, wszystko jest naturalne i z maku.
Przez te lata nieduża maszyna przemieliła tony maku. Początkowo napędzana siłą ludzkich rąk, potem już prądem.
- Początkowo mieliło się nią ręcznie, korbką się kręciło. Potem przystosowano ją pod silnik elektryczny i troszeczkę to wszystko przyspieszyło - mówi pan Jacek.
I z pewnością odciążyło ręce. Mielenie twardego i suchego maku wymagało dużej siły.
- Niewątpliwie mocny uścisk taty pozostał do końca życia - wspomina pan Jacek.
W punkcie mielenia maku stoi mała świąteczna choinka i są stroiki. Są też pamiątki po ojcu pana Jacka - stare maszyny do szycia i do pisania.
Polecany artykuł: